jak widać, w tym domu- nawet świnka ma wąsy ;-)
ale do rzeczy:
nieco ponad rok temu usłyszałam o
metodzie oszczędzania kaizen.
w wielkim skrócie: chodzi o to, żeby przede wszystkim wyrobić w sobie nawyk oszczędzania,
a także po drodze ustalić jaka kwota jest dla nas najbardziej optymalna- jaką będziemy
w stanie
regularnie raz w miesiącu odkładać.
zaczynamy od złotówki, potem jest 2,4,8,16,32,52,104....
po drodze: uczymy się tak planować miesięczny budżet, że zaczynamy od odłożenia tej
kaizenowej kwoty, a dopiero potem rozpisujemy resztę wydatków.
u mnie kaizen- się tak właśnie mieści, gdzieś między telefonem, a opłatą za mieszkanie.
na planowanie całego miesiąca- są różne metody: niektórzy bawią się w koperty, itp.,
mnie do tego wystarcza zwykły podgląd w google docs, gdzie mam gustownie rozpisany arkusz xls.
jednak, nie samym rozsądkiem człowiek żyje ;-)
ważne są takie przyjemności, jak lody pistacjowe i kompot czereśniowy ;-)
lody pistacjowe to wręcz niekiedy artykuł pierwszej potrzeby i jest na stałe wpisany w moją listę zakupową ;-)
ale są przyjemności małe i duże.
chociaż, dzięki minimalizmowi nauczyłam się racjonalniej podchodzić do większości wydatków,
to, że kupuję rzadziej itp, nie oznacza to automatycznie, że teraz, kiedy kupuję mniej, to od razu nie wiadomo jak drożej.
(np. onegdaj, nad skórzanymi butami zimowymi z tk maxx za całych złotych 80 zastanawiałam się kilka dni, czy #chcęto, i czy cena nie jest przesadą, gdy w efekcie przechodziłam w nich 3 zimę, i jeszcze na długo wystarczą)
poza tym mam taką skazę charakteru, że nie przepadam za ratami, poza koniecznymi zdarzeniami.
i tak, jeszcze w okresie przed-minimalizmowym- odpowiedzią na wiele pytań była po prostu świnka, do której trafiały wszystkie dwuzłotówki.
nie ukrywam, że na początek musiały być
puszki antywłamaniowe, żeby nie kusiło defraudowane zawartości ;-)
a obecnie świnka ma wyjmowany korkowy nosek, i ma się nieźle ;-)
wiem, że na pierwszy rzut oka świnka może się kojarzyć zupełnie niepoważnie,
jednak według mnie jest sprawdzającą się metodą na oszczędzanie.
fakt, że kaizen jest systemem jakby z "innej półki" i uczy systematyczności i wg mnie to kaizenowe oszczędzanie ma zupełnie inny cel.
z kolei świnka: idealnie się nadaje na przyjemności, na wydatki, na które zazwyczaj by nam było szkoda zasobów,
a tutaj proszę- z niby drobiazgów jesteśmy w stanie uzbierać większą kwotę, którą możemy potem wydać, bez uszczerbku w budżecie domowym.
w tym miejscu dodam też, że to nie jest tak- że zawsze zawartość skarbonki musi być zamieniona w jakiś zakup, często, gdy okazywało się, że w danym momencie nic takiego nie potrzebujemy, na co trzeba by było wydać poważniejszą kwotę- zawartość skarbonki trafiała na cel dobroczynny.
dzięki śwince, półtora roku temu trafił do mnie
möbius, zresztą na to, że möbius jest w moim życiu bardzo obecny złożyło się wiele czynników, choćby miejsce w walizce M., w której przyleciał z usa bez dodatkowych kosztów.
tym razem: takim kolejnym poważnym zakupem ma być garmin vivofit, który już w lipcu ląduje z usa.
1 komentarze :
at: 4 maja 2014 10:36 pisze...
Bardzo fajna metoda. Jednakże jeśli przysłowiowa "kołderka" jest za krótka, to nie ma bata, zawsze wyjmiesz to, co na początku odłożysz. Najlepszy i najoszczędniejszy plan nie pomoże, jak i na minimum środków jest za mało. Taka ze mnie pesymistka. Ale uzasadniony ten mój pesymizm, bo od dawien dawna planujemy, tak uczciwie minimalizujemy, priorytety ustalamy, o zbytkach nawet nie myślimy, a potem i tak się okazuje, że nam nogi spod tej kołdry wystają. Albo głowa. I gdzie by nie naciągać, zawsze coś na wierzch wylezie. I zimno jest. Ale z drugiej strony, strach pomyśleć, co by było, jakbyśmy zasad oszczędzania nie znali. Kołdry starczyłoby nam na okrycie zaledwie pępuszka:) Pozdrowienia!
Prześlij komentarz