Content

wtorek, 6 kwietnia 2010

bo rzadko

właściwie teraz powinien pojawić się radosny post z gromkim alleluja,
a mnie gdzieś tam po głowie ciągle chodzi myśl, aby poważniej przyjrzeć się (znowu) minimalizmowi ;-)
bo asceza to nie tylko czas wielkopostnej pokuty, czy wyrzeczeń.

ale sobie pomyślałam, że ostatnio uciekają mi za często między palcami rzeczy ważne, i ludzie, których podziwiam.
napisałam kiedyś, że jestem takim sobie oto mixem różnych zdarzeń i dni, że bardzo wiele zawdzięczam tym, których spotykam.

wiele inspiracji, wiele mądrości, wiele światła.
dzięki tej obecności, dzięki tym śladom,
uczę się ciągle nowych rzeczy, zderzam swoje przemyślenia ze światopoglądem innych
- i niekiedy wychodzę z tych dyskusji obronną ręką,
innym razem z kolei uczę się od nowa budować zamki z piasku myśli.

myślę sobie, że bardzo mnie to cieszy,
że nie chciałabym myśleć, gdzie bym była teraz, bez właśnie tych elementów,
bez tych puzzli, które się składają na taki a nie inny mój świat.

i gdzieś tam mi się przypomina tekst z piosenki agaty budzyńskiej
kiedy was nie ma to jakby nagle
zabrakło mi w moim życiu muzyki...


za rzadko też mówię dziękuję.
za często ta obecność innych, albo te ślady, które znajduję w sobie zostawione przez innych wydają mi się taką oczywistością, że po prostu muszą być.

po raz kolejny przypominam artykuł w drodze:

przyjaciel to nie jest człowiek, który cię nigdy nie zawiedzie. to człowiek, który w pewnym momencie coś w tobie zapalił, a potem mogliście się rozejść. mówisz mu „adieu”, czyli do spotkania – w Bogu. spotkanie z człowiekiem w najgłębszym wymiarze jest jednocześnie i powitaniem, i pożegnaniem.

* * *
i niekoniecznie chcę myśleć o pożegnaniach, daleko jestem od adieu, nawet wobec tych, którzy odeszli.

dla mnie, każdy ten ślad, każdy znak: jest i pozostanie spotkaniem.

tak samo: jak nieustająco światłem na mojej drodze są niezliczone spotkania teraz z Wami.

4 komentarze :

Cichy says:
at: 6 kwietnia 2010 15:29 pisze...

To chyba tak powinno być - że postne refleksje przekładają się na kolejne dni, a nie trwają tylko przez 40 dni i potem idą w kąt.

To, że jesteśmy tym, kim jesteśmy, dzięki napotkanym ludziom, to truizm - ale należy pamiętać o tym, że ci ludzie są dla nas tylko inspiracją, popychają nas w jedną lub drugą stronę - ale nie musimy dawać się popychać. To my sami kształtujemy nasze życie.

Verónica says:
at: 6 kwietnia 2010 15:36 pisze...

toteż właśnie napisałam: że są mi inspiracją,
światłem.

i że czasami pozwalam się popychać, jak widzę rację u innych,a nie u siebie ;-)

slawkas says:
at: 6 kwietnia 2010 23:04 pisze...

A skąd Ty znasz piosenki Budzyńskiej? Pamiętam same początki jej występów, aniołka i pomarańcze. Kompletna dziecinada na pozór, podśmiewanie, zaskoczenie, zażenowanie nawet. Ale coś w tym było. Pamiętam i wielu pamięta.

Verónica says:
at: 6 kwietnia 2010 23:56 pisze...

a czemu mi nie wolno znać budzyńskiej?
znam i lubię :-)

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.