od jakiegoś czasu obswerwuję u siebie nową jednostkę chorobową/objawową ;-)
chociaż nadal w dużej mierze mam pstro w głowie- coraz częściej łapię się na tym, że wyrosłam już z pewnych rzeczy.
coraz rzadziej staram się po trudnych pracowych tygodniach, czy innych sytuacjach
- pocieszać się zakupami urządzając tzw. comfort shopping.
zauważyłam bowiem, że wbrew pozorom- jakiś przedmiot tu, inny tam, ziarnko do ziarnka, i nie wiedzieć kiedy miarka się cała przesypuje,
i od nowa muszę robić przegląd #100 things.
jednak- nie zawsze mi się to udaje- takie racjonalne podejście.
niekiedy tylko dla przyjemności własnej objadam się musem gruszkowo-bananowym, i kupuję sobie nową koszulę w kratkę.
i nie zamierzam z tym jakoś strasznie walczyć, bo w sumie to są u mnie rzadkie sytuacje
- po prostu pozwalam sobie czasem na taką zwyczajną przyjemność, która wiąże się z posiadaniem.
posiadaniem nowej koszuli, czy drewnianego pudełka na herbatę.
ale jednocześnie uważam, żeby tych ziarenek nie uzbierało się tyle, by mnie kiedyś przerosło, czy wyrosło z nich potężne drzewo,
które potem nie zmieści się w mojej szafie ;-)
nadal więcej ziarenek mam na szali przeważającej na stronę minimalizmu ;-)
póki co- celebruję uważnie najprzeróżniejsze odmiany przyjemności.
2 komentarze :
at: 16 września 2015 05:44 pisze...
"celebruję uważnie najprzeróżniejsze odmiany przyjemności"
A jak! O to chodzi! :)
at: 17 września 2015 23:10 pisze...
Wiem, że wyłowiłam z tekstu to co najmniej ważne, ale po przeczytaniu "mus bananowo-gruszkowy" mój mózg powędrował gdzieś indziej. Jednak myślę żołądkiem ;)
Prześlij komentarz