ostatnio okazuje się, że najlepiej w moim przypadku sprawdzają się analogowe popołudnia,
analogowe całe weekendy, a nie tylko niedziele.
być może trochę to rozbija mi plany,
bo nie obejrzałam tych filmów, które chciałam obejrzeć,
przeczytałam inne książki niż miałam zamiar przeczytać - tym razem papierowe, nie ebooki.
po przerwie wyciągnęłam moleskine'a z szuflady i zestaw ołówków.
dobrze mi ostatnio z tym ustawieniem- biurko przy samym oknie, obok fotel a na parapecie dzbanek z herbatą.
wbrew pozorom- już dawno nie odpoczywałam w tak zwolnionym tempie, w takiej ciszy i spokoju.
bo choć często odpoczywam od internetów, umiem wyłączyć telefon, to jednak czy oglądanie filmów, czy ebookowanie,
to trochę przełamanie konwencji analogowego dnia.
1 komentarze :
at: 10 września 2015 11:47 pisze...
Aj, dzięki za ten wpis! Zauważyłem, że analogowo to ja odpoczywam dwa razy w roku - jak jadę w Bieszczady odciąć się od świata :) Muszę spróbować częściej, bo niestety uzależniony jestem od cyfrowego świata...
Prześlij komentarz