Content

piątek, 20 marca 2015

równowaga


od jakiegoś czasu- zdarza mi się nie stosować zasady 1 in- 2 out.

i tak- już doszłam do etapu, gdzie uważam, że umiem zachować pewną równowagę.

wydaje mi się- że po prostu doszłam do wniosku- że w pewnych kwestiach nie ma miejsca na moją dotychczasową zasadniczość- bo ta zasadniczość za bardzo rozpycha się łokciami, i potem na nic innego miejsca.
tak np. miałam do niedawna z kosmetykami- moja "kolorówka" praktycznie nie istniała.
ba, opakowanie jakiegoś zwykłego balsamu do ciała- zużywałam latami.
bo cały czas- gdzieś w głowie- miałam myśl, że to zupełnie nie dla mnie, że to niepotrzebny zbytek, że jeżeli się pochylę nad tym- co na zewnątrz, to będzie równoważne z tym, że temat "wnętrza"- czyli serca i duszy- jest dla mnie nieistotny.

i choć nie poszłam zupełnie w drugą stronę- to jednak bez wyrzutów sumienia - od jakiegoś czasu- dość regularnie "odkurzam" lakiery do paznokci i kładę sobie pastelową warstwę.

w zeszłym miesiącu- kupiłam sobie polecane serum bielendy- i chociaż nie obserwuję jakichś radykalnych zmian
i wodotrysków, to jednak te kilka sekund dziennie ile zajmuje nałożenie kosmetyku- wpływa pozytywnie na całokształt.
jakoś tak- zwyczajnie- wygodniej i swobodniej czuję się sama ze sobą.

ostatnio też, w trakcie rozmowy z A., wyszło, że różnie odbieraliśmy jeden żart,
ja myślałam co innego, A. zupełnie co innego. takie to było małe - lost in translation.

ja ten żart- odnośnie minimalizmu odbierałam jako pewnego rodzaju prztyczek w nos, i regularnie przeglądałam swoje różnego rodzaju #1oothings listy rozważając, czy faktycznie aż tak źle jest z tym moim minimalizmem.
ale od pewnego czasu obserwowałam- że choć obiektywnie można by było uznać, że nadal jest miejsce na rezygnację- ja prywatnie- dochodziłam do wniosku, że taki jest mój poziom równowagi, w takim wydaniu czuję się swobodnie i wygodnie.
nie mam potrzeby ustawiania nie wiadomo jak sztywnych ram, bo to ja mam się czuć dobrze w swoim świecie.

być może- rzadziej niż wcześniej rzucam się na głęboką wodę-
tak jak np. było kiedyś w odniesieniu do sytuacji, kiedy z koleżanką wiśniewską kupiłyśmy sobie "worek" cepeliowskich drewnianych korali i miałam etap zachłyśnięcia się błyskotkami.
z perspektywy czasu- oceniam, że to był mimo wszystko dobry czas, że będę ten etap wspominać z uśmiechem na twarzy, że był takim naszym fajnym szaleństwem, mimo, że dzisiaj wróciłam prawie do punktu wyjścia.
- ograniczyłam błyskotki do zrównoważonego minimum, ale - jak z innymi rzeczami- wszystko jest dla ludzi, byle
z jakimś umiarem.

nie chcę do wszystkiego podchodzić z takim szaleństwem- że skoro "luzuję" zasady, to oznacza, że muszę pójść od razu na drugi koniec skali i z tamtego punktu szukać dla siebie miejsca.
po prostu: daję sobie miejsce na wolność, na swobodę działania, jednocześnie nie zapominam o odpowiedzialności.
o pewnych rzeczach przecież się wie- że nie są dla nas pisane- nawet bez próbowania.
nie sądzę, żebym prędko ( o ile kiedykolwiek) zdecydowała się na czerwonokrwisty lakier na paznokciach, ale nie mówię sobie nie.
póki co: najbliższe są mi delikatne pastele. chodzi mi raczej o zasadę- że raz czy dwa razy w tygodniu- przeznaczam kilka minut na coś tak właśnie ulotnego, nieistotnego, co ma wymiar tylko i wyłącznie estetyczny.

tak samo- jak już dawno temu odeszłam od idei "zakupów miesiąca"- bo zwyczajnie nie w każdym miesiącu coś potrzebowałam.
i nie staram się na siłę nic wyszukiwać.
dzięki temu- czasami trafiając na rzeczy jednocześnie ładne i praktyczne, albo konieczne- nie mam problemu
z zakupem.
już dawno wyrosłam z podejścia- że kupuję coś, bo mnie stać. choć to nie oznacza, że całkowicie odmawiam sobie przyjemności, ale....

2 komentarze :

My Slow Nice Life says:
at: 20 marca 2015 18:20 pisze...

Bardzo slow podejście. Podoba mi się :) Świadomy luz.

Unknown says:
at: 20 marca 2015 22:12 pisze...

"już dawno wyrosłam z podejścia- że kupuję coś, bo mnie stać" - bardzo słuszne spostrzeżenie. W sumie fajny pomysł z tym serum, taki mały, urodowy rytuał :)

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.