dawno, dawno temu... ;-)
gazeta popełniła artykuł: ile kosztuje bycie eko.
daleka jestem od rzucenia się aż w taki wir eko,
aczkolwiek sądzę, że powoli budzi się we mnie świadomość tego, co wokół.
(chociaż już np. temat takiej chemii do prania- zgłębiam od jakiegoś czasu,
bo jednak wolałabym znaleźć coś najmniej przetworzonego.)
być może, mam trochę wybiórcze podejście, bo jako klasyczny mięsożerca,
za najlepsze słodycze uważam schabowy i śledzie ;-)
i jestem też zdania, że skoro już mięso, to i skórę spokojnie z danego zwierzęcia możemy przerabiać.
do segregowania śmieci nikt nie musiał mnie namawiać.
chociaż, nieprędko pewnie będę mieszać kremy z domowych składników
- bo z zasady większość kosmetyków uważam za zbytek
wiem, mam takie coś dziwne w głowie, że kosmetyki (zwłascza kolorowe) kojarzą mi się z nadmiernym zbytkiem.
kto wie, może mi kiedyś przejdzie, bo kiedyś podobnież myślałam o biżuterii ;-)
być może i w tej kwestii mam trochę zwichrowane podejście,
bo w moim przekonaniu eko jest zamienienie części środków higienicznych na silikon medyczny,
ale jednak z przeliczenia tego wszystkiego- wyszło mi, że tak jest bardziej eko oraz naturalnie.
jak wspomniałam- kosmetyki to praktycznie nie moja bajka, nie znam się, nie orientuję, zarobiona jestem.
nie znam się- to się wypowię ;-)
jeśli już- miałam coś wybierać- to do tej pory wybierałam głównie
yves rocher, łykając jak młody pelikan ich chwyty marketingowe o tym jacy oni to są naturalni.
nie kwestionuję, akurat z zapartym tchem nie śledziłam ich poczynań,
po prostu podobały mi się ich zapachy.
poza tym- jak wspomniałam- ja się do kosmetyków nie nadaję- bo taki balsam do ciała 200ml
zużywam jakiś drugi rok ;-)
kremy do rąk- zimą, bo nie noszę rękawiczek, wybierałam zazwyczaj losowo z promocji w rossmannie, ważne, żeby miały jakiś naturalny dodatek.
pod biurkiem w pracy z kolei trzymam krem do rąk z bawełny marizy.
skąd to przebudzenie?
nie tylko z tego powodu, że skoro panuję nad zużywaniem chemii pralniczej, to powinnam panować nad innymi tematami.
ten rok tak jakoś obfituje w takie zdarzenia
- jak chociażby w zrobienie syropu z młodych pędów sosny,
wcześniej - przerobienie skrzynki pigwy na syropy oraz pigwówkę.
a ostatnio cała seria najprzeróżniejszych przetworów domowo- słoikowych.
nie twierdzę, że teraz się przerzucę na worki jutowe ;-)
(aczkolwiek nadal mi się co jakiś czas marzy torba z worka po kawie, bo wiadomo- kawove-love ;-)
bo ostatnio wybierając nowy szal- wybrałam wersję wiskozową, bo bawełna nie wyglądała aż tak ładnie,
i nie była aż tak przyjemna w dotyku...
jednak na fali różnych wpisów - zaczęłam swoją przygodę z ałunem (
1,
2,
3).
jak na razie- jedynym minusem jest to- że wybrałam ałun w kostce i musiałam do niego znaleźć odpowiedni mały pojemniczek.
2 komentarze :
at: 15 sierpnia 2014 12:08 pisze...
Słyszałam o jakichś orzechach do prania :)
at: 28 sierpnia 2014 09:02 pisze...
też słyszałam o orzechach, ale póki co nie zamierzam ich sprawdzać ;-)
Prześlij komentarz