długo się zastanawiałam nad tym, co w chwili obecnej mnie najbardziej określa.
i myślę sobie, że - to będzie przede wszystkim prostota.
takie: po prostu.
widzę też jak wiele porządku i pewnego rodzaju stałości wymaga ta moja prostota.
ale z czasem- nie stała się wymuszonym obowiązkiem, czy koniecznością, ale świadomym wyborem.
po prostu: simple. lubię to. simple is beautiful.
nadal w głowie gdzieś mam masę roztrzepania, nieuczesane włosy, jednak bardzo podoba mi się ten stan.
stan objawiający się tym, że praktycznie bezboleśnie przechodzę przez okres wyprzedaży ;-)
co było widać chociażby po bez zakupowej wizycie w desigual ;-)
jakkolwiek desigualowe dodatki kolorystycznie mnie zachwycają, to od jakiegoś czasu kolory właśnie tylko
w dodatkach love, love,
na co dzień muszę mieć rzeczy klasyczne, czasem tylko jakiś gustowny nadruk jak na powyższej koszulce.
nie twierdzę, że zakupy jako takie są złe, ale zakupowy szał to już coś innego.
i tutaj najczęściej przydaje się to, co nas określa.
dla mnie na swój sposób - to było oczywiste, że poza kategorią są przedmioty w czaszki,
ćwieki itd, itp,
co już na samym początku zawężało opcję wyboru.
ja wiem, że od dłuższego czasu jestem wiernym wyznawcą basiców,
ale to nie znaczy,
że nawet ja nie idę czasem po bandzie ;-)
ale analizując listę wydatków w okresie wyprzedażowym z ostatnich kilku lat, wychodzi mi,
że tutaj w końcu wyłania się jakiś porządek z chaosu twórczego ;-)
nadal określone rzeczy, z mojej #chcęto listy staram się wyłapywać z w obniżonej cenie,
chociaż mając
stały wgląd w stan konta widzę, że ograniczając wydatki na tylko potrzebne
rzeczy, czasem zachciewajki,
unikając zakupowych strumieni świadomości, faktycznie udaje mi się stopniowo tworzyć taki stan zawartości szafy,
w którym coraz mniej jest rzeczy tylko 'na stanie" a nie używanych.
nie oznacza to, że jestem całkowicie wolna ;-) przeglądałam kolekcje na stronach internetowych sprawdzając,
czy trafię na coś, co mnie zachwyci, na co się skuszę i czemu się nie oprę ;-)
sprawdzając też, czy przypadkiem nie przegapiam jakiejś perełki ;-)
ale zasadniczo: skończyło się na samym oglądaniu, zwierz wyprzedażowy został trochę poskromiony ;-)
nie wiem, czy to tak do końca jest objaw tego, że "znalazłam swój styl", czy może tego,
że w tym momencie- wiem co jest mi najbliższe.
czasami mam wyobrażenie, że chciałabym spróbować, jak to jest być książniczką w zwiewnej
sukience, czy tiulach, albo super über biurową
(biurowa, pozdrawiam ;-)
a jednak- nie robię nic na siłę, daję sobie czas.
do wszystkiego dojrzewamy sami, każdy we własnym tempie.
kiedyś, kilka lat temu, nie wyobrażałam sobie, że będę np. nosić biżuterię (choć to może
zbyt mocno powiedziane ;-),
jednak- kiedy razem z wiśniewską kupiłyśmy sobie po garści czerwonych cepeliowskich
korali, to nagle się okazało, że ja też mogę ;-)
w chwili obecnej chciałabym się przeprosić z kolorami na koszulkach, żeby nie tylko
dodatki były u mnie tęczą.
jednak z uwagi na to, że koszulki noszę też pracowo, to trochę nie bardzo mogę szaleć.
jakiś czas temu podjęłam próbę z kolorowymi basicami c&a, ale jednak to chyba dla mnie
jeszcze za wcześnie,
bo np. zielona, a ostatnio jasnobłękitna awansowały na koszulki domowe.
na razie: z dumą noszę koszulkę, która jest takim moim prywatnym #smart-tip
2 komentarze :
at: 22 lipca 2014 23:13 pisze...
oj tam, nic na siłę ; ) po prostu!
at: 29 lipca 2014 16:05 pisze...
Ja też mam właśnie takie "po prostu". Miło znaleźć wspólniczkę!
Prześlij komentarz