Content

piątek, 19 kwietnia 2013

po odwyku


na minimalplan padło hasło: co zostaje z ortodoksji


oczywiście tej minimalistycznej ortodoksji ;-)

w sumie: ten wpis jest trafiony, zatopiony,
bo sama miałam w planach zrobienie małego podsumowania o tym,
jak u mnie wygląda obecnie życie po odwyku ;-)

przyznaję, że od początku: moim celem było przede wszystkim znalezienie równowagi
- pomiędzy tym co chcę, co mi się podoba,
znalezienie złotego środka między myśleniem- na co mnie stać vs. to, czego potrzebuję.
a nie zawsze to, że coś jest w zasięgu moich możliwości finansowych jest równoznaczne
z koniecznością i potrzebą posiadania.

zawartość szafy- postawiłam do góry nogami. znaczna część uległa oddaniu i przeobrażeniu.
po lekturach wielu różnych mądrych rad, wpisów i artykułów:
- doszłam do etapu, gdzie zaczynam nieśmiało uważać,
że w końcu zaczynam jakoś określać i bardziej precyzować "styl".
i szukając czegoś- szukam rzeczy spełniającej szereg z góry określonych warunków.
uważam też, aby nie wpaść w wir żadnych namiastek.

nigdy nie miałam aspiracji do zostania minimalistką, co stan posiadania mieści w 1 walizce.
przede wszystkim: moim celem było wprowadzenie porządku, i uproszczenie pewnych spraw.
nigdy też nie liczyłam skarpetek, nie miałam dylematów czy parę skarpet liczyć jako 1 rzecz czy dwie,
i zawsze byłam emocjonalnie związana z deską do prasowania ;-)
także: nie zrezygnowałam zupełnie z kolorów, i moja szafa nie jest tylko szaro-bura-czarna.
kolorów- dodaje mi też zeszłoroczny dnio-dzieckowy prezent ;-)

właściwie- to był czas, w którym spróbowałam się ze sobą zaprzyjaźnić,
posłuchać, co tam mi czasem w głowie gra, zamiast pędzić za resztą.
nie gonić za resztą, ale próbować się oswoić i bliżej zapoznać ze stanem aktualnym.
i tak chociażby: jeden dwurzędowy trenczyk- wymieniłam na drugi praktycznie identyczny.
bo jeśli- dobrze mi tutaj, dobrze mi tak jak jest- nie muszę na siłę szukać nowości.

kiedyś, może to nie było tak, że spędzałam każdy wolny czas w galeriach,
ale zdarzało mi się dość często- planować załatwianie różnych spraw organizacyjnych w taki sposób,
żeby przejść przez jakąś galerię, i przynajmniej podejrzeć witryny sklepowe.
takie kocie zachowanie: że jeśli nawet nie wejdę, to przynajmniej postawię łapkę ;-))
i trochę czasu zajęło mi- odzwyczajanie się od starych nawyków.
nie ukrywam- że dobrą drogą okazało się np. robienie zakupów (spożywczych) w sieci, kiedy na listę trafiały tylko rzeczy konieczne, a nie wpadały do koszyka przedmioty, które ładnie wyglądały na półce sklepowej ;-)
no i np. w takim e-tesco nie ma witryn sklepowych :D

z innej strony:
doszło do skutku zapowiadane pożegnanie się z palmtopem.
bo już wcześniej- oddaniu uległ laptop, i w tym momencie do pracy służy mi netbook.

nadal czasami odnoszę wrażenie, że daleko mi do wiernych wyznawców filozofii 100things,
ale nie umiałabym aż tak radykalnie zrezygnować z wielu rzeczy.
bo przecież chociażby- skarpetki z pandą są na wagę złota! ;-)

3 komentarze :

Biurowa says:
at: 19 kwietnia 2013 14:29 pisze...

Nie można dać się zwariować, jak niektórzy Posiadacze Całego Majątku W Jednej Walizce. Z drugiej strony - mają do tego prawo :)

myslownicelife.blogspot.com says:
at: 17 października 2014 16:38 pisze...

Podziwiam. Szanuję. Najbardziej umiar w minimalizmie. Bo wiesz co? Wydaje mi się, że ograniczanie się za bardzo na siłę do np. słynnych stu rzeczy to wcale nie jest minimalizm, to maksymalizm w czystej postaci. Przegięcie w drugą stronę. W minimalizmie wahadło stoi raczej pośrodku. Jak sądzisz?

oh, wait! says:
at: 17 października 2014 16:49 pisze...

każdy ma swoją "wizję" ;-)

niektórzy lubią żyć na walizkach i odnajdują się w takim radykalnym 10 things.

ja lubię - układać po swojemu, mieć swoją przestrzeń w różnych kwestiach.
niektóre rzeczy ilościowo ograniczam, w innych mały zbytek mi nie przeszkadza.
nie chcę się martwić tym, że mam 3 koszulki a tu nagle olabgoa na gwałt potrzebuję jakiejś czystej ;-)
( bo wiadomo, że białe przyciąga kawę jak magnes).

po prostu: każdemu według jego potrzeb.

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.