a jednak- na chwilę robię sobie przerwę od przerwy.
na dniach koniec miesiąca- i znowu przyjdzie kolej na podsumowania filmowo/książkowe.
a ja tym razem z innej bajki
- czyli znowu minimalizm mode on ;-)
po raz kolejny- o tym, że minimalizm to nie tylko listy,
to nie tylko kwestia stanu posiadania - choć dzisiaj o tym będzie mowa.
cały czas szukam swojej drogi, swojego miejsca
w minimalistycznym świecie.
i tego- czym minimalizm ma być dla mnie.
spotkałam się z różnymi opiniami- w stylu, że minimaliście "wolno" kupić 5 rzeczy na rok, z opinią, że nie nie nie, minimalista ma przeżyć cały rok bez żadnych poważniejszych zakupów.
a ja: w tym wszystkim- szukam swojego złotego środka.
i chyba najbliższa ostatnimi czasy jest mi opinia ubieraj się klasycznie:
Szafa Francuzki - 5 elementów
Chodzi o to, że na każdy sezon zobowiązujemy się kupić sobie nie więcej niż 5 rzeczy. A że w modzie są raptem dwa sezony rocznie kupujemy 10 rzeczy lub mniej. Oczywiście polega to na tym żeby inwestować większe pieniądze w rzeczy tylko naprawdę dobre jakościowo i kupować klasyki, które będą nam służyć latami.
Aby stosować tę regułę, a tym samym ograniczyć kupowanie niepotrzebnych i jednosezonowych drobiazgów dobrze by było mieć szafę złożoną z prostych rzeczy, które można idealnie łączyć.
Oto zasady '5 Piece French Wardrobe':
1. nie liczą się podstawowe rzeczy, takie jak bawełniane tshirty i topy
2. bielizna się nie liczy
3. wszelkie buty, torebki, galanteria, biżuteria liczą się
przyznaję się- że ja oczywiście te zasady przetłumaczyłam na swój język,
czyli- jak ten ślimak- pokazuję rogi ;-)
bo jak wiadomo- wiele rzeczy stawiam na głowie- i spodenki najczęściej noszę zimą ;-)
ale jednak- zamysł mam podobny.
i choć coraz prościej i klasyczniej u mnie w szafie
- to wbrew pozorom nie jest nudno.
jest chyba ciekawiej i fantazyjniej- niż kiedykolwiek było wcześniej.
a zasadę francuskiej szafy - z uwagi na to, że daleko mi do francji,
zmodyfikowałam tak- że nie kupuję 5 rzeczy na sezon
- ALE dla odmiany urządzam zakup miesiąca.
co w skali roku- daje - ni mniej ni więcej a 12 zakupów.
i tak, liczy się i biżu i buty.
i u mnie- z tego- co obserwuję wychodzi naprzemiennie
- że raz jest to zakup bardziej praktyczny, raz zachciewajkowy,
innym razem to są mixy zdarzeń.
* * *
dodam, że zaskakująco, ale to właśnie dzięki minimalizmowi
- mam miejsce i możliwości na powroty do zaległych planów,
na realizację dawnych zamierzeń.
stąd: ślimak, bo pokazuję rogi ;-)
i wrzesień będzie u mnie miesiącem - skarbów z muszli- to jest- perełki.
nadal fixuję na punkcie fixów goka:
mam do obejrzenia 3 pełne sezony (!) gok's fashion fix.
i choć już teraz- mam pewne gokowe przemyślenia- zostawię je na zaś ;-)
2 komentarze :
at: 30 sierpnia 2011 10:47 pisze...
Ja Twój minimalizm podziwiam...pokłony powinnam Ci bić:) U mnie ostatanio zarwała się półka pod szmatami...jestem niereformowalna:P
at: 30 sierpnia 2011 11:35 pisze...
pocieszę cię, że u mnie w komodzie jest zepsuta jedna szuflada- więc też to można nazwać, że pod ciuchami zarwała mi się półka ;-p
Prześlij komentarz