i znowu minimalizm w wersji praktycznej.
było już o tym, że lubię listy, że prowadzę kilka wersji list 100things
z podziałem na kategorie.
było już o tym, że prowadzę w gógle docs rachunek konta
- wszystkimi wpływami, oraz dodatkami- od kilku miesięcy.
i jakie są tego efekty?
1. szafa
- dawno temu dotarłam do dna szafy ;-) i osiągnęłam wreszcie- pewien konsensus, który mnie zadowala.
- wnętrze szafy jest bardziej uporządkowane, mniej w niej chaosu, całość zaczyna mieć ręce i nogi,
- łatwiej mi dobrać ciuch- do siebie, do nastroju, mimo jakiejś tam ciągłej ewolucji stylu
- chociaż słuchając pewnych rad- i mądrości- że mniej znaczy więcej- bardziej doceniam jakość- i ogólnie pojętą praktyczność ( co nie znaczy, że fantazję odwiesiłam na kołku)
- i nieodmiennie pilnuję swoich kiecek
2.biblioteka
- od dłuższego czasu- nie przybywają nowe książki,
- chociaż nadal dużo czytam- to jednak głównie ebookowo i bibliotecznie.
- mam więcej miejsca - znowu ogólnie pojętej przestrzeni- bo i na półce, i czasowo, i emocjonalnie, na pochylenie się nad rzeczami, które gdzieś kiedyś leżały,
i czekały długo na swoją porę.
- o na przykład, w końcu odfoliowałam ptaśka whartona :-) i ma wysokie miejsce w kolejce do przeczytania.
3.hobby
- ostatnio znowu przeprowadziłam małe porządki w katalogach, segregatorach, teczkach, projektach,
- i zostawiłam tylko te- co do których mam przekonanie, które będę chciała zrealizować
- choć jeszcze nie mam pewności kiedy- proces tfurczy już jest w ruchu
i trybiki powoli zaczynają trybić i wskakiwać na swoje miejsce
- i tworzę sobie powoli pewien plan zajęć, jak będę chciała to wszystko ułożyć
i ogarnąć.
4. różności
- jak wspomniałam faktycznie wprowadzam do arkusza wszelkie wydatki, wypływy i wpływy
- jeszcze nie umiem do końca ocenić wszystkich za i przeciw,
bo ostatnie miesiące z uwagi na różne zdarzenia dziejowo-losowe miałam głównie czarno-godzinowo-wydatkowe,
a więc nie powiem jasno, że teraz wydaję mniej
- dla mnie ważniejsze jest to- że wydaję świadomiej
- że nie ma czegoś takiego- że np. wpadam do drogerii i kupuję jak leci, reklamówkę chusteczek, mydeł, szamponów itp.- bo wybieram tylko te rzeczy, które mi są potrzebne, nic na zaś.
- wbrew pozorom- dzięki temu mam miejsce na więcej przyjemności- zamiast kupować worka zachowawczego mydła oliwkowego- kupuję to, na co w danej chwili mam ochotę- dzięki czemu choć jest mniej rzeczy-więcej się dzieje, jest bardziej fantazyjnie.
5. inności
- słucham rad innych
- znaczy się słuchałam niektórych rad zawsze- bo jak wiadomo- lepiej się uczyć na cudzych błędach, niż na swoich
- stąd, za biurową- czytam metki ze składem,
- albo za pewną teściową (wiadomo, nie moja, więc spokojnie mogę jej słuchać ;-)) znowu używam do prania proszku dziecięcego- bo jest delikatniejszy niż "normalne", i choć jest droższy, to przy nim nie ma konieczności używania płynów do płukania, więc wychodzi relatywnie cenowo.
5.przyjemności
- bez przyjemności się nie obędzie
- znowu mam świnkę- skarbonkę, której zawartość ulegnie kiedyś zdefraudowaniu na same przyjemności
- z uwagi na porę roku objadam się na zmianę czereśniami, albo truskawkami
- oraz planuję sobie wakacje
- oraz na dniach przyleci do mnie długo wyczekiwany, i zbyt długo odkładany na zaś- album cicely mary baker (!!)
* * *
wiem, że to nie wszystko zasługa minimalizmu, ale także tego, że rosnę-
i dorastam do pewnych rzeczy.
wiem, że wiele rzeczy tłumaczę minimalizmem- ale to dlatego, że dla mnie to jest wielopłaszczyznowa filozofia- i wbrew pozorom- wiele rzeczy w moim przekonaniu przenika się wzajemnie.
bo wiele rzeczy ostatnio mi rozjaśnia świat.
i ostatnio ulubiony cytat ( a dokładnie fragemnt tekstu piosenki tiltu):
nagle wszystko zrobiło się jasne
- wszystko jest dokładnie takie, jakie ma być,
a nie po to zapalasz lampę, aby potem ją w ciemności kryć.
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
4 miesiące temu
2 komentarze :
at: 8 czerwca 2011 00:46 pisze...
Jestem pod wrażeniem. Szczególnie dokumentów, arkuszy i zapisków, mam jakąś awersję do takich rzeczy (skąd?:)),ale wiem, że są bardzo pomocne, oczywiście pod warunkiem, że systematycznie prowadzone (tu drugi znak zapytania, jeśli o mnie chodzi). Podziwiam i powodzenia życzę.
at: 8 czerwca 2011 15:12 pisze...
kiedyś nie wierzyłam, że dojdę do etapu list.
i sądziłam, że w moim przypadku to: never ever.
a jednak: o dziwo dorosłam! ;-)
Prześlij komentarz