Content

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

jak zacząć

właściwie stan posiadania jakoś tak przez wiele lat nie był dla mnie żadnym problemem
- no cóż- w czasach licealnych miałam jasno określone zasady gry
- jeśli coś chcesz- proszę cię bardzo- możesz mieć- ale za własne pieniądze.

potem był pamiętny wyjazd do wiednia, który w założeniu miał trwać 2 tygodnie,
i na który rześko i radośnie zapakowałam w torbę jedną spódnicę i dwie pary jeansów...

największe zmiany w moim stanie posiadania nastąpiły po moim powrocie,
zwłaszcza po wspólnym zamieszkaniu najpierw z iwoną, potem z ewą.
gdzieś w sposób niezauważalny stało się dla mnie oczywiste, że muszę mieć wszystko gustownie dopasowane kolorami, stylami...
że jak żółty szalik, to i żółta torebka.

aż pewnego dnia się obudziłam- i okazało się, że posiadam praktycznie 5 identycznych spódnic: jedna miała rozporek po lewej stroni, druga po prawej, trzecia z tyłu,
czwarta z przodu...
i wtedy zdecydowałam, że naprawdę najwyższy czas zapanować nad tą sytuacją,
zwłaszcza, że i tak źle się czułam z ogromem tylu rzeczy, że doszłam do wniosku,
że to nie tędy droga.

i że tak naprawdę nie ilość stanowi o stylowości.
i że nigdy nie lubiłam przesytu, i zawsze jednak starałam się wybierać rzeczy proste
i klasyczne.

wtedy też: pewnego pięknego dnia: otworzyłam szafę i wywaliłam wszystko na środek pokoju.
i dokonałam kilku radykalnych ruchów- odłożyłam na jedną stronę to wszystko,
co w moim przekonaniu było nadmiarem i zbytkiem.
na inną kupkę odłożyłam rzeczy, które zamierzałam pozostawić,
na trzecią te, co do których nie miałam zdania.
i zostawiłam całość tak na noc.

przyznaję, kusiło mnie kilka razy, żeby jednak przełożyć rzeczy z "do oddania" na "zostawić".
ale trzymałam się swojego zen.

i co zaskakujące: po czasie doszłam do wniosku, że te rzeczy, które odłożyłam ze statusem "do zastanowienia się"- tak naprawdę, w myślach nie traktuję już ich jako posiadane, gdzieś już mi w głowie przeskoczyła klapka, że jestem w stanie myśleć
o swoim stanie posiadania bez nich, tak, że nawet one zostały poddane akcji oddawczej.

jak mi teraz z takim stanem posiadania?
- przede wszystkim spokojniej. wygodniej.
przede wszystkim zdecydowanie.
przede wszystkim chyba w końcu doszłam do takiego punktu, że wiem, jak chcę wyglądać, że tak naprawdę z mniejszej ilości ciuchów jest mi łatwiej i wygodniej dobrać jakąś całość.

nadal lubię oglądać rzeczy, wystawy, czasem przeglądać kolekcje.
i czasami odzywa się we mnie jakiś "musthave", ale zazwyczaj mi przechodzi ;-)

nadal umawiam się od czasu do czasu na babskie wyjścia np. z elką.
ale wtedy: pozostaję na poziomie "oglądacza".
a czasami nawet odpuszczam sobie oglądanie, i zwyczajnie spotykam się z ludźmi
już "po" zakupach.

myślę, że daleko mi nadal do osiągnięcia stanu- gdzie posiadam tylko 100 rzeczy.
i tak szczerze mówiąc- nie zamierzam na siłę do tego dążyć.
chociaż z czystej ciekawości postanowiłam sobie stworzyć taką listę- ale tylko du użytku wewnętrznego- żeby uporządkować sobie wszystko w jednym miejscu z podziałem na kategorie, przeznaczenie, i dokonać potem na spokojnie oceny- jak kształtuje się moje zen.

* * *
tak wygląda kwestia wprowadzania mimimalizmu do mojej szafy,
a właściwie takie były początki.
po drodze było jeszcze dużo różnych różności.

o tym, jak zen zaczął się panoszyć na półkach z książkami- jeszcze opowiem.

choć nadal mimo wszystko- jak już coś mam przemyślane, i zdecydowane,
to i tak najczęściej staram się czekać do wyprzedaży.
bo skoro nigdzie mi się nie spieszy, to mogę przy okazji zrobić także krok w stronę eko(nomiczności) swej.

nadal: mam puszkę z dwuzłotówkami, na dzień rozrzutności, na jakąś zachciewajkę od czasu do czasu.
na którą normalnie szkoda by mi było kasy, albo nie byłaby do końca w stylu zen.
ale życie bez przyjemności.... ;-)

2 komentarze :

Ajka says:
at: 30 sierpnia 2010 13:35 pisze...

Acha, a taka koleżanka Kaczuszka też mieszka u mnie, tylko pod prysznicem, a nie w pudełeczku :)

Ajka says:
at: 30 sierpnia 2010 13:35 pisze...

Właśnie, ważny jest ten moment, kiedy już się wie, jak chce się wyglądać, bo wtedy o wiele łatwiej zadecydować, co w szafie jest potrzebne, a co nie.
Natomiast dni rozrzutności i miejsce na małe szaleństwa i zachciewajki musi być, nawet u największego minimalisty, bo życie bez przyjemności, no, kiepskie jest i tyle :)

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.