ostatnio migi znowu (jak zwykle zresztą) uczyniła wobec mnie kolejny mądrościowy gest.
tym razem wręczając mi tę oto książkę rafała szymkowiaka (ofm cap) – o przepychaniu słonia.
dodam, że dostałam tę książkę w celu jej uwolnienia: tzn. po przeczytaniu, zapamiętaniu najważniejszych mądrości- mam ją uwolnić od siebie i przekazać dalej.
chociaż myślę sobie, że ja się nad nią pochylę jeszcze raz.
odczekam tydzień lub dwa i na spokojnie- przeczytam ją jeszcze raz, a potem ją uwolnię.
(chociaż chętni mogą już się zgłaszać)
właściwie każdy rozdział z tej książki wymagałby osobnego wpisu, osobnej analizy,
osobnego komentarza z mojej strony.
ale: w wielkim skrócie: palcem bożym książka ta trafiła do mnie we właściwym momencie.
nie oznacza to, że jestem bezkrytyczna wobec treści zawartych, czy że zgadzam się z myślami tam znalezionymi tak zupełnie bez żadnego ale.
ale jest to rzecz, która trafiła do mnie we właściwym czasie- ostatnich przemyśleń, ostatnich porządków w życiu, w głowie, a także w sercu...
i jeszcze kilka tygodni temu nie pozwoliłabym sobie na uwagę,
że jak to, ja nie jestem twardzielką, że czegoś nie mogę.
myślę, że to jest dla mnie największa trudność w budowaniu wspólnoty- że oto ja miałabym ją stanowić nie tylko swoją (ewentualną) mądrością, czy siłą, ale także wątpliwościami i słabościami.
a przecież wspólnota jest jak drzewo, nieraz targają nim różne wichry i zamiecie, a ona trwa.
a ja uczę się stawać przed wami- i mówić, że nie umiem, że nie potrafię czasem.
że czasem brak mi sił.
i uczę się przed sobą stawać w takiej szczerości, że przekładam zamiary na siły i zdolności, a nie na ambicje, kiedy to nie wolno mi było za nic w świecie pokazać, że można mnie w jakikolwiek sposób dotknąć.
i to też jest kolejna lekcja życia w minimalistycznym świecie.
to nie rzeczy mnie mają osłaniać, czy budować mury i granice i twierdze.
bo nagle w takim minimalistycznym świecie może się okazać, że nie będziemy się mieli za czym schować.
a to bóg jest mi mocą i twierdzą.
w nim moja tarcza i moja moc.
* * *
do dzisiaj, rzeczą którą chyba na zawsze już zapamiętam,
jest kanon: pan jest mocą swojego ludu.
który to kanon chyba już zawsze będę umiała na wszystkim zagrać z pamięci serca.
* * *
szłoń: oczywiście: diy- zrób to sam.
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
4 miesiące temu
3 komentarze :
at: 23 kwietnia 2010 22:40 pisze...
Aż mi głupio trochę-nie komentuję,choć czytam Cię ostatnio regularnie...ale takie znalezisko na czasie:-))może właśnie do mnie uwolnisz słonia po przepchnięciu?
at: 23 kwietnia 2010 23:24 pisze...
załatwione :-)
szczegóły via veronica.szd(at)gmail(dot)com
at: 24 kwietnia 2010 11:37 pisze...
suuper:-)
dzięki wielkie
Prześlij komentarz