uprzejmie donoszę, że nadal nie lubię przedwiośnia ;-)
czekam i wypatruję wiosny.
i tak samo wypatruję przyszłości.
myślę sobie, że ta zima kiedyś musi minąć.
zazieleni się, zakwitnie kilka drzew...
(zapachniało voovoo)
ostatnimi czasy nabieram dystansu do różnych rzeczy, także do samej siebie.
łatwiej mi obejrzeć się do tyłu, chociaż jeszcze nie umiem wszystkiego ocenić i zmierzyć,
ale z zaskoczeniem odkrywam-patrząc do tyłu, miejsca i zdarzenia, które stały się przyczynkiem do tego, kim jestem obecnie.
przede wszystkim: miałam zupełnie inne wyobrażenie na temat swojego życia, swojej przyszłości. miałam pewne pomysły i zamierzenia- a czas to wszystko zweryfikował.
przyznaję: był okres, kiedy np. sądziłam, że chciałabym wrócić do szkoły, gdzie największym dramatem pytań egzystencjalnych była kwestia klasówki, wypracowania, czy ustawienia u kogo dzisiaj na podwórku gramy w dwa ognie.
myślę, że lubiłam ten czas także ze względu na samą naukę, na rozkładanie wielu rzeczy na czynniki pierwsze, na rozkładanie tajemnych wzorów i definicji na takie elementy, które sprawiały, że nagle wszystko stawało się takie proste i oczywiste.
kiedy nagle się okazywało, że nawet pitagoras nie jest taki straszny, na jakiego jeszcze we wrześniu wyglądał...
a jednocześnie nie lubiłam straszenia, że to czeka przed nami groźne liceum i jeszcze straszniejsze studia.
do dzisiaj pamiętam jak muzyk nas straszył liceum, że w liceum na bank będziemy musieli grać na flecie, i że w ogóle będzie strasznie i źle.
a ja znalazłam swojądrogę i do muzyki, i do fletu- zupełnie niegroźną, nie straszną, i z własnego wyboru.
(choć to wbrew pozorom szkole zawdzięczam wiele pasji, choćby języki, historię wojen i wojskowości, i inne. ale o tym będzie innym razem)
myślę, że w pewnym momencie zaczęłam wypatrywać dorosłości jak wiosny,
że wybuchnie na całego kolorami, barwami, zdarzeniami.
przyznaję, wiele rzeczy mnie zaskoczyło,
wiele rzeczy okazało się wyglądać inaczej, niż sądziłam, ale...
ale lubię miejsce i czas, w którym jestem obecnie.
wiadomo: niekiedy bywa pod górkę, ale to też ma swój urok: bo idąc dalej, dochodzimy do punktu, kiedy przed nami rozpościera się cała dolina możliwości.
i wszystkie drogi są na wyciągnięcie ręki.
i choć lubię sentymentalnie czasem popatrzeć do tyłu,
i choć czasami brakuje mi tego rozkładania świata na czynniki pierwsze, gdzie nagle wszystkie elementy ponownie złożone zaczynały stanowić pełny obraz. to jednak myślę, że lubię to, jak teraz przyszłość zaskakuje mnie nowymi barwami, nowymi kolorami, feerią zdarzeń.
a co do wiosny:
ja jeszcze z wiosną się roztańczę!
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
4 miesiące temu
3 komentarze :
at: 8 lutego 2010 22:52 pisze...
też nie lubię przedwiosnia...
at: 9 lutego 2010 00:33 pisze...
A na koniec Skaldami zapachniało ;)
Ta zima już rzeczywiście za długo trwa.
at: 9 lutego 2010 11:06 pisze...
No i miałaś dać linka u mnie w komentarzach - i co?:)
W sentymentalnym patrzeniu nie ma nic złego. Nie wolno tylko wychodzić z założenia, że najlepsze już za nami. Dużo dobrego za nami, fakt - ale przecież to dobre, lepsze i najlepsze możemy sami sobie stworzyć: tu i teraz.
Prześlij komentarz