a także epoki przed moleskinowej.
ja zawsze żyłam systemem karteczek
do czasu takiego oto wynalazku:
oto co o tym cudzie techniki pisał PC world w roku pańskim 2000 ;-)
po prostu rzecz na miarę dżejmsa!
dżejmsa bonda ;-)
* * *
przyznam się, że w pewnym momencie swojego życia zupełnie bezmyślnie pozbyłam się tej zabawki.
miało ją zastąpić zupełnie coś innego.
a jednak: w tamtym czasie nic nie było w stanie pokonać ic35.
dlatego szybko ten organizer wrócił na listę rzeczy posiadanych przeze mnie.
i mimo, że w sumie chyba od lat 3 używam już palmtopa, to jednak ten siemens ma swoje zaszczyte miejsce na półce.
tak, tak- to jeszcze przez ten bondowski organizer swego czasu wybierałam laptoka pod kątem irdy. ;-)
23 komentarze :
at: 16 lutego 2010 17:34 pisze...
Ja się chyab nigdy nie przestawie w organizerach, dla mnie istnieją tylko papierowe kalendarzyki :) Łaptop jest działa... ale cały czas mam śwadomość, że dopóki tego cegoś nie nagram na płytke jest ulotne. Nie raz mi się juz zdarzyła mała przygoda.
at: 16 lutego 2010 22:02 pisze...
Elektro-organizery pochłaniają masę czasu na wprowadzenie danych, a wyprowadzić z nich da się niewiele. Np. nie każdy wie, ale Sumerowie wcale nie ich nie używali. a co sobie zapisywali, to można poczytać do tej pory. Dlatego ja też, tylko tabliczki gliniane, ewentualnie basic-quipu na sznurówkach.
at: 16 lutego 2010 23:30 pisze...
Toteż naszych historii nie zapisujemy w elektronicznych organizerach, ale na współczesnym odpowiedniku glinianej tabliczki:)
Jestem całym sercem za papierem przy organizerze, ale papier wszystkiego nie odda. Ja - tak czuję - potrzebowałbym narzędzia pozwalającego organizować działania w trzech, albo i czterech wymiarach. Na papierze tego się nie zrobi, niestety:(
at: 17 lutego 2010 00:31 pisze...
otóż ten ic35 zachwycał mnie technicznie i właśnie możliwością wykorzystania, także ewentualnym wyprowadzeniem danych (karta pamięci, irda), podobnie jak to się ma w palmtopie.
plusem urządzeń jest ich uniwersalność: poczta, to do list, kalendarz, przypomnienia, możlwiość przechowania zdjęć, no i ebooki.
a mimo tego: nadal też w pewnym stopniu funkcjonuję z papierem.
choć z papierem też może się coś stać: można zgubić, można zalać kawą... itp.
at: 17 lutego 2010 08:43 pisze...
A ja od wczoraj zapałałem niewielką chęcią posiadania pewnego tabletu - konkretnie to takiego fajnego urządzenia o imieniu ADAM:)
at: 17 lutego 2010 09:18 pisze...
@cichy jak duże toto jest?
hm, ja póki co w ogóle nie oglągdam tabletów: palmtop i netbook w tym względzie mi wystarczają
@slawkas po namyśle sądzę, że własnie z organizerów da się więcej notatek i rzeczy wyprowadzić niż z notatek papierowych.
pozatym organizerowe rzeczy można edytować.
at: 17 lutego 2010 10:15 pisze...
Po namyśle myślę, że to sprawa indywidualna :) Mówiąc o "wyprowadzaniu" w przeciwieństwie do "wprowadzania" tylko zabawiłem się słowem, ale chodzi mi o korzyści/informacje/wskazówki jakie można odnieść posiłkując się jednym czy drugim źródłem.
W moim przypadku właśnie papier daje o wiele więcej. Mogę go zawsze obejrzeć bez włączania; zabezpieczenia w postaci kluczowych słów czy skrótów, albo nawet charakteru pisma są skuteczniejsze niż elektro-hasła dostępu; dużo łatwiej mogę coś dopisać (edytować ;); każda notatka, skreślenie, plama po kawie itp. nosi w sobie setki informacji tworząc, przynajmniej dla mnie, tą wielowymiarową strukturę, której brakuje mr C.; nie muszę martwić się ani dbać o nośnik (platforma sprzętowa ;) czy o brak zasilania; jestem kompatybilny ze wszystkim, z czym się spotkam po drodze; oraz w last, ale nie least na tej list, zawsze mam w co zawinąć gumę :)
at: 17 lutego 2010 10:28 pisze...
otóż ja nie dyskryminuję papieru.
lubię moleskine'a, karteczki i w ogóle cąły ten papierowy ceremoniał.
palm mi służy w 90% ebookowo.
akurat z tym organizerem siemensowym byłam przez długi czas związana, choćby w trakcie pobytu zagrabamanicznego, gdzie nie miałam dostępu do notesików kubusia puchatka...
poza tym lubię takie zabawki i gadżety
serwetki z kawiarni to zupełnie inna kategoria ;-)
ale już wiem, że na serwetce nie zapiszę ci numeru telefonu :-p
at: 17 lutego 2010 11:17 pisze...
A pewnie, co Ty, takie rzeczy to tylko na ręku :)
at: 17 lutego 2010 11:24 pisze...
no co ty!
i potem ręki przez pół roku byś nie mył ;-p
at: 17 lutego 2010 11:38 pisze...
Czyli myślisz, że przez pół roku bym nie zadzwonił? Pewnie masz sporo takich doświadczeń... ;p
at: 17 lutego 2010 11:56 pisze...
czyli myślę, że byś zadzwonił.
ale potem ku pamięci, czci i chwale wyżej wymienionej - przez pół roku nie mył tej ręki :-)
to już by była prawie relikwia trzeciego stopnia ;-)
at: 17 lutego 2010 12:09 pisze...
I wish tower u , but don't boat yourself ;)
at: 17 lutego 2010 12:23 pisze...
dogs bone! in the face of hedgehog!
i have just survived a heavy profession!
at: 17 lutego 2010 12:51 pisze...
Be dividend. It's only a small refration.
at: 17 lutego 2010 13:25 pisze...
Oh, what a beautiful behind-flights...:)
Nie, no papier rządzi, ale dla pełnego, działającego w moim umyśle GTD, potrzebuję czegoś, co pozwoli mi opisać dane działanie:
- projektem,
- kolejnością,
- datą graniczną,
- kontekstem,
- priorytetem.
Kombinowałem, jak ponacinać notesik, aby mi coś takiego wyszło - ale nie mam pomysłu.
at: 17 lutego 2010 13:44 pisze...
@cichy
ale to masz właśnie w organizerze...
wraz z planem miesiąca/ tygodnia.
z podglądem tasków, i podziałem na taski i "things to do"...
w ic35 była jeszcze opcja ustawienia deadlinów w todo.
i ustawieniem poziomu ważności.
konteksty: podział na kategorie: prywatne, służbowe, inne, nazwa własna... itd.
at: 18 lutego 2010 08:53 pisze...
Serio? Bo ja idealny system widzę tak:
- tworzę projekty,
- w ramach projektów ustalam kolejność działań, ścieżki (jak w MS Project),
- dla niektórych działań ustalam deadline (ale najlepiej tak, jak jeszcze nigdzie nie widziałem - czyli jeżeli deadline jest 19.02.2010, to działanie wyświetla mi się każdego dnia PRZED 19.02, a z czasem po prostu dostaje nieco wyższy priorytet),
- niektórym działaniom nadaję priorytety,
- grupuję projekty (służbowe, domowe, sieciowe),
- grupuję działania wg kontekstu (komputer, telefon, sklep).
- wszystko ładnie integruję z kalendarzem.
Jesteś pewna, że organizery to mają? DOKŁADNIE to?
at: 18 lutego 2010 09:17 pisze...
@cichy
bo ty masz jakieś takie WIELKOPAŃSKIE zachciewajki...
at: 18 lutego 2010 10:42 pisze...
Nie. Ja jestem klientem świadomym swoich potrzeb, jak również tego, że nie ma produktu, który mógłby je zaspokoić. I jest mi dlatego przykro. I siedzę w kąciku. I płaczę. I kupiłbym zgniłą mysz zawiniętą w sreberko, gdybym wiedział, że będzie robiła to, czego chcę.
W sumie racja, wielki pan ze mnie:)
at: 18 lutego 2010 11:15 pisze...
nie znam ms projekt.
ale z tego co pamiętam ic35 miał różne opcje przypomnień.
-deadline miał na bank
- hm, obawiam się, że niestety nie ma kolejności zadań
- jak wspomniałam: była opcja ważności/priorytetów
- pisałam, że były kategorie- czyli to praca/dom/sklep itp.
- i tak mi się kojarzy, że była integracja z kalendarzem.
odnośnie palma: w palmie obecnie nie korzystam ani z tasków, ani z kalendarza, ani things to do.
i nie umiem ci powiedzieć jakie opcje (mój obecny ) palm ma..
hm to na ile cm wzrostu jesteś wielki? no?
at: 18 lutego 2010 11:58 pisze...
MS Project jest świetny. Nie tak świetny, jak Excel, ale prawie tak samo dobry:) Ale używany głównie w firmach budowlanych i inżynieryjnych chyba...ja się z nim w pracy nie zetknąłem, raz go u klienta widziałem (deweloper i budowlaniec właśnie), ale uczyłem się go na studiach (wykład do wyboru), mam wersję 2003 i uważam, że jest rewelacyjny. Choć nie znam innych programów do zarządzania projektami...a wiem, że są:)
Obawiam się, że tu potrzebne są aplikacje zewnętrzne. Wiem, że Nozbe jest najbliższe temu ideałowi (a zwłaszcza wersja płatna) - Michał Śliwiński (to polska aplikacja!) odwalił przy nim kawał dobrej roboty...ale i tak kilku rzeczy tam brakuje:) No i jest na ajfona chyba tylko...
A dowodzie 185:) Ale jeśli mówimy o moim ego czy czymś takim to ho-ho!:)
at: 18 lutego 2010 12:16 pisze...
owszem nie znam ms projektu.
hmm, chyba nie lubię zewnętrznych aplikacji, chociaż parę organizacyjnych mimo wszystko mam wgrane w palma.
no tak, 185 cm mówi samo za siebie,
a już myślałam, że to tylko przechwałki :D
Prześlij komentarz