tak, trochę lato mi lata,
trochę mi też przeleciało koło nosa, a teraz w nosie powoli zaczyna kręcić jesienią.
rzecz w tym- że po raz pierwszy od wielu lat- tegoroczny urlop, to moje małe prywatne lato spędziłam bez lata.
to znaczy bez żadnych dalekich podróży, bez żadnych nadmiernych atrakcji.
ostatnie miesiące atrakcji dostarczyły mi w nadmiarze- i w sumie moim marzeniem była cisza i spokój.
przyznaję- początkowo w planach była bratysława lub budapeszt, ale...
...ale będąc w takim miejscu aż szkoda nie spróbować się z nim bliżej zapoznać, zawiązać jakieś nici porozumienia z tymi ulicami, punktami.
a szczytem moich marzeń było co najwyżej moczenie nóg w wodzie.
czytanie czasopożeraczowych lekkich książek, ewentualnie obejrzenie jakichś filmów, na których ciągle brakowało mi czasu i sił.
a wiadomo, że leżenie w parku z książką- zawsze jest bardziej na prospsie i ma +100 do fajności, gdy ma się pandę ze sobą.
0 komentarze :
Prześlij komentarz