minimalizm nie oznacza li i jedynie wyrzeczeń i rezygnacji.
w moim przekonaniu, z perspektywy czasu, i wniosków, doświadczeń
- minimalizm jest idealnym narzędziem do uporządkowania wielu sfer życia.
nie tylko- sfer posiadania.
i też nie chodzi o to, żeby prowadzić listy,
że minimalistą się jest posiadawszy mniej niż 100 rzeczy.
(prywatnie - wielokrotnie przyznawałam się do tego, że ja listy różnego rodzaju - po prostu lubię)
i choć widzę, że pod wieloma względami w sposób bardziej uporządkowany żyję
- to jednak- wcale nie jest w moim życiu mniej przyjemności.
co prawda- nad niektórymi impulsami staram się panować,
powstrzymywać różne huczące żywiołu,
niektóre rzeczy staram się planować - te, na które mam jakiś wpływ.
co nie zmienia faktu, że czasami,
zupełnie irracjonalnie, w sposób niezaplanowany a wręcz przeciwnie
- w sposób bardzo impulsywny-
odwieszam porządki na kołku, kładę nogi na biurko, i zajadam się maślanką.
straciatella.
* * *
p.s.
a dzięki minimalistycznym porządkom- owe miejsce na biurku,
oraz czas na odwieszanie zen na kołku- mam.
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
4 miesiące temu
3 komentarze :
at: 17 sierpnia 2011 11:23 pisze...
Maślanki nie lubię, ale chodzę z kalendarzem wszędzie i planuje nawet, w który dzień zrobię olejowanie włosów.
at: 17 sierpnia 2011 19:56 pisze...
ja myslałam, że to pieczarki w smietanie:)
porządek nie zając...
at: 22 sierpnia 2011 17:29 pisze...
a ja myślałam, że ... mizeria :D
Prześlij komentarz