Content

piątek, 14 stycznia 2011

pomoc jest wtedy



wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
listek na wodzie albo kroplę rosy
i wie, że one są - bo są konieczne.

tak jakoś mi ten miłosz pasuje do tego tematu.

chociaż nie sądziłam, że kiedyś dojdę do tego etapu, że pomoc będę warunkować koniecznością.
rozwagą i rozsądkiem. i z ostrożnością.

kiedyś jakoś tak wydawało mi się bardziej oczywiste, że pomagać trzeba, ot tak i po prostu.

dzisiaj- niestety z perspektywy zdarzeń wiem, że ważne jest także to, jak komu i dlaczego,
oraz jaka pomoc jest udzielana.
gdzieś po drodze niestety wyczerpał mi się kredyt zaufania do różnych akcji i reakcji…

czy wolno mi warunkować udzielanie pomocy?
sądzę, że tak- zwłaszcza- jeśli na to udzielanie idą zarobione przeze mnie pieniądze.
nie znaczy to jednak- że owych środków żałuję.
nie żałuję.

a jednak chciałabym wiedzieć, że to co robię, jest ziarnem, które da plon stokrotny.
a nikt myślący- nie obsieje pola- nie sprawdziwszy uprzednio pod jakie uprawy dana ziemia się nadaje.

niedawno zagrała orkiestra- ale niestety, na to, żeby dała głos – musieli się złożyć ludzie.
przykro mi- ale żaden argument do mnie nie przemówi, i nikt mnie nie przekona do tego
– że artyści nie mogliby zagrać bez honorariów.

rozesłano też szlachetne paczki- gdzie wybierało się konkretną rodzinę, do której miała być owa szlachetność przekazywana, jednak czasem moim zdaniem lista oczekiwań związanych z tą paczką przekraczała (dopuszczalne według mnie) granice.

ok., może nie minie oceniać- co komu potrzebne, i może akurat ten gameboy czy playstation były artykułem pierwszej potrzeby dla danej rodziny.
żeby nie było: naprawdę im nie żałuję, choć uważam, że we wszystkim powinien być ten umiar.

nie ukrywam, że to może jest też kwestia mojego wychowania- gdzie nauczono nas, że rzeczy potrzebne dostajemy, drobnostki i przyjemności właśnie od święta, a na wszelkie wymyślne zachciewajki należy sobie samemu zapracować, zaoszczędzić.
postawa moich rodziców była jasna i konkretna: pomóc zawsze, dać tylko naprawdę w konieczności.

długo by można dumać, która organizacja, która kampania społeczna jest bardziej godna zaufania.
albo której można właśnie spokojnie poświęcić jakiś procent zarobków, z myślą, że oni wykorzystają nasz dar w sposób właściwy.

ale zwyczajnie uważam- że i pomagać należy mądrze.

* * *
wiem, że choć nie mam berecika z antenką, to jednak najbliższe są mi takie a nie inne środowiska.

dodam, że jedną z sytuacji, która otworzyła mi oczy, i była dla mnie lekcją, było pewne zdarzenie zaobserwowane w świetlicy caritasu, gdzie przyszła pani ze skargą, że jak mogliśmy dla jej dzieci zrobić kanapki z chleba prostokątnego, gdy dzieci mają pudełka śniadaniowe półokrągłe, i do takich pudełek kanapki im się nie mieszczą.

i przyznaję, że czasem mimo wszystko daję- nie pytając, nie wnikając w szczegóły, nie rozliczając wszystkich za i przeciw.
i przyznaję, że czasem po prostu- najważniejszym warunkiem przemawiającym za jest prośba potrzebującego, czy kogoś zaangażowanego w akcję.
czasem- wystarczy mi sama wiedza o czymś, żeby móc dołożyć swój kamyczek do budowy czegoś dobrego.

i przyznaję, że czasem wbrew sobie, staram się nie patrzeć- dając, mimo wszystko ufając, że nie zawsze można oczekiwać plonu stokrotnego, że czasem dobrem jest i ten trzydziestokrotny plon.

i tak i to jest mój kamyczek do tego tematu i dyskusji.

6 komentarze :

Mijka says:
at: 14 stycznia 2011 17:04 pisze...

ano...

to ja dodam coś...w naszej szkole jest bank żywności..raz słyszałam na własne uszy,jak jedna z mam(tipsy za stówę to miała...)przyszła z pretensjami,że w tym miesiącu nie ma masełka.a miesiąc temu było....
mąka i cukier???za mało!

wychowanie odebrałam podobne,czyli nie roszczeniowe i prawdopodobnie dlatego też myślę jak i Ty....

jak to było? bo dokładnie nie pamiętam....trzeba nauczyć kogoś pływać,a nie rzucać koło ratunkowe.

Texter says:
at: 14 stycznia 2011 19:07 pisze...

Jest wiele osób, które potrzebują pomocy. Może jest ich nawet jeszcze więcej, niż sądzimy. Ale naszym (taaa, nie naszym konkretnie, w sensie szerszym "naszym" błędem jest dawanie im wszystkim ryby, zamiast wędki. Jak na to nałożymy kilka historii o cwaniakach z postawą roszczeniową, to nie dziwota, że się pomagania odechciewa.

oh, wait! says:
at: 14 stycznia 2011 19:25 pisze...

mnie się jeszcze nie odechciało pomagać.
co zresztą widziałeś po wyprawce szkolnej.

mnie się zachciało uważniej pomagać.
czasem właśnie po prostu dać wędkę zamiast ryby- czyli pomóc zamiast dać.
a dla mnie pomaganie, a dawanie to 2 różne rzeczy.

taktyczny says:
at: 14 stycznia 2011 21:07 pisze...

Nie zapomnij przy tym, że bezinteresowność nie oznacza naiwności. Głupio brzmi takie pouczanie, ale ja też się z tą wiedzą nie urodziłem. Co jedni zrobią "dla sprawy", to za to drudzy sobie przypiszą zasługi i jeszcze i tak nieraz wezmą za to pieniądze. U mnie napisałaś, że za swoje darowane prace nie tylko nie bierzesz ani grosza, ale ich nawet nie podpisujesz. Nie rób tak więcej. Podpisuj. Pieniądze czy przedmioty to ok, jeszcze może trafią do potrzebujących. Ale wszelkie pomysły, dzieła, prawa itp. są korzyścią dla cwaniaczków. Zawsze ktoś to wykorzysta osobiście dla siebie, może kolega, może szef, może jakiś niby społecznik.

Beata says:
at: 16 stycznia 2011 00:23 pisze...

...ja potrzebuję pomocy, ale wiem, że nikt nie może mi pomóc...

Patrycja Antonina says:
at: 17 stycznia 2011 11:01 pisze...

z pomocą jest tak, że udzielasz ją tym, którzy mogą ci ją oddać choćby nawet nie w pieniądzach. Pomoc to drogi teraz towar, trzeba go sobie szanować.

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.