Content

poniedziałek, 17 stycznia 2011

minimalizm jest wtedy....



od dłuższego czasu krążą różne plotki i pogłoski na temat minimalizmu.
jak w każdej filozofii życia- są w minimalizmie różne trendy i kierunki.

jednak- tak samo jak z każdym innym aspektem życia –i tu trzeba szukać swojej drogi, swojego miejsca, i minimalizm trzeba przełożyć na swój styl życia, na swoje wartości.

przyznaję, że przez długi czas obśmiewałam listy #100things,
zanim nie odkryłam, że to nie tylko idealne narzędzie dla minimalisty,
ale także świetny sposób na uporządkowanie wiedzy o własnym stanie posiadania,
dla każdej osoby lubiącej porządek.
i choć od jakiegoś czasu prowadzę w założeniu listę 100things, zupełnie mi nie przeszkadza świadomość tego, że tak naprawdę mój całkowity stan posiadania
- z książkami, muzyką, itp. to powinno być jakieś 400things ;-) albo
i więcej… ba, mogłabym nawet nawet policzyć każdą kredkę z osobna,
i już wyjdzie, że stan posiadania mam taki, że hohoho.

haeffect tak napisała: nie jesteś minimalistą, jeśli nie będziesz w stanie porzucić z czystym sercem wszystkich rzeczy które do ciebie należą kiedy zajdzie taka potrzeba.

bo dla mnie minimalizm nie jest kwestią tego jak dużo się posiada, ale tego co, po co i dlaczego się posiada pewne rzeczy.

i tak na przykład w ostatni weekend po jakichś 10 lat współżycia- pożegnałam deskę kreślarską.
i nie tylko z uwagi na przeprowadzkę, i to, że w sposób nie do końca przemyślany nastąpiło pakowanie rzeczy, tak, że zwyczajnie deska się nie zmieściła.
od jakiegoś czasu coraz poważniej zastanawiałam się nad pożegnaniem się z deską- zwłaszcza, że ten etap życia, kiedy była mi niezbędna- dawno mam już za sobą.
i od dłuższego czasu po prostu stała w mieszkaniu, jako taki sentymentalny akcent, wspomnienie dawnych dni.
nie ukrywam, że mimo wszystko dziwnie mi z tą myślą, że oto ten etap mam już za sobą
- a jednak miałam świadomość, że to jest w tym momencie dla mnie ważny i konieczny krok.

daleka jestem też od licytowania się- jakie rzeczy są minimalistyczne,
a jakie nie.
bo nie wyobrażam sobie siebie- lecącej kupić specjalnie ajfona, czy inny gadżet, bo wpisuje się w trendy minimalizmu- gdy ja nie wyobrażam sobie życia na co dzień bez palmtopa.
gdzie dla mnie- najważniejsza jest praktyczność i uniwersalność wielu rzeczy.

nie dla mnie minimalizm, gdzie ktoś ustala jakieś wzorce, i głosi, że np. minimalista chodzi tylko w białych majtkach, itp., gdy ja uwielbiam pić kawę z kubka w grochy.

bo dla mnie- w minimalizmie nie chodzi o ustalenie ram, że wolno posiadać tylko 2 pary pomarańczowych trampek,
albo 3 pary skarpet w biedronki.
albo, czy minimalistce wypada nosić czerwoną czy żółtą torebkę.

ja w pewnym sensie- ciągle się uczę swojej drogi, i ciągle się uczę przekładać minimalizm na swój własny język.
stąd: nadal u mnie się znajdzie pudło pewnych różnych sentymentalnych drobiazgów, i póki co, nie wyobrażam sobie,
że miałabym się ich pozbyć.
niektóre rzeczy są ważne przez to- że są, że są namacalne, i obecne w moim życiu.

podążanie drogą minimalizmu nauczyło mnie natomiast wielu rzeczy- przede wszystkim układania wielu spraw w życiu, wartościowania pewnych pojęć, także ustalania i weryfikowania systemu wartości.
co najważniejsze: nauczyło mnie zamykać pewne sprawy,
i otwierać się na inne,
albo po prostu- w pewnych kwestiach- zostawiania miejsca,
gdzie będą mogły zagościć nowości.

6 komentarze :

Patrycja Antonina says:
at: 17 stycznia 2011 11:46 pisze...

Hm... nie pozbywam się nawet za małych ciuchów ("bo może kiedyś jeszcze w nie wejdę"). Deskę łatwo będzie ci sprzedać. Studenci grafiki są zazwyczaj biedni i lubią używany sprzęt :D

Texter says:
at: 17 stycznia 2011 12:37 pisze...

Mówiłem, że minimalizm jest przereklamowany? Co za różnica, czy mam 200 książek, czy jeden czytnik z dwustoma plikami - sztuka polega na tym, aby nie przywiązywać się do przedmiotów i umieć je porzucić, gdy zajdzie potrzeba (jak Robert De Niro w "Gorączce"). A to jest możliwe nawet mając milion rzeczy...

Natomiast wszelkie listy 100 rzeczy, 52 książek i temu podobnych - to narzędzia zbyt skupione na sobie, zamiast na szerszym obrazie.

oh, wait! says:
at: 17 stycznia 2011 12:47 pisze...

@patrycja- sama tak trzymam z sentymentu jedną kieckę.

@cichy
minimalizm NIE jest przereklamowany. trzeba umieć mądrze i rozsądnie kierować się tą filozofią.
ja swoją listę nazywam 100things, choć jest na niej więcej rzeczy.
ale nie chodzi o ilość- tylko o jakość.
lista pomogła uporządkować mi wiele rzeczy.
co do 52 książek- to też tylko narzędzie, i jakiś tam kierunek działania.

Ajka says:
at: 17 stycznia 2011 18:30 pisze...

Wiesz, im dłużej się zastanawiam, tym bliższa jestem spisania swoich wszystkich gratów, i tych osobistych, i tych domowych, właśnie dzięki temu co Ty pisałaś jakiś czas temu na ten temat i co piszesz teraz. Wygląda na to, że to doprawdy może być nadzwyczaj pouczające, nawet jeśli w nosie mam, czy tych rzeczy jest sto czy też milion pięset sto dziewięćset ;-) Zainspirowałaś mnie, nie wiem jeszcze kiedy to nastąpi, ale zapewne w bliżej niedookreślonej przyszłości.

oh, wait! says:
at: 17 stycznia 2011 19:08 pisze...

@ajka bo lista to też tylko narzędzie.
jeśli się z niego uważnie i rozsądnie korzysta- może być naprawdę przydatne.
bo inaczej to wiesz: mając 28 kryminałów agaty christie i 50 kredek fatalnie się wypada w jakichkolwiek minimalistycznych rankingach ;-)

Ajka says:
at: 17 stycznia 2011 21:47 pisze...

No tak, trzeba uważać, z czym się człowiek w owych rankingach afiszuje, dlatego też bez listy nie da rady ;-)

Prześlij komentarz

Blog Archive

O mnie

Moje zdjęcie
po prostu: blondynka. wierzy, że zihuatanejo istnieje naprawdę. wierny wyznawca moleskine'a.