wieki temu w ramach ćwiczeń i pracy nad charakterem własnym i osobistym przygotowałam listę wad i cech, które uważałam ( chwilami nadal uważam) za wymagające zmiany i poprawy.
które wołają o pracę nad własną postawą.
nie tylko moralną, ale także pracę nad poglądami, myślami emocjami.
zawsze chciałam żyć na 100%, ex omni me,
bo tak zawsze warto.
a ze zdumieniem odkrywam, że nie umiem być ekstremalna.
że nie potrafię właśnie postawić wszystkiego na jedną kartę,
nie umiem się zapomnieć i zatracić
- muszę mieć zawsze jakiś margines bezpieczeństwa, zawsze zostawiam półotwarte drzwi.
i chyba dlatego tak bezpiecznie lubię arystotelesa, jego etykę nikomachejską,
i ten złoty środek.
bo tak często staję pomiędzy zdarzeniami, pomiędzy wyborami, decyzjami,
a nawet pomiędzy poglądami.
pomiędzy wyznaniem wiary: że wyznaję, a nadal nie potrafię czasem za wyznaniem się opowiadać, że nie zawsze staję w obronie wiary.
a jakże ostatnimi czasy zamarzyło mi się zapomnienie i zatracenie,
rzucenie się na falę zdarzeń, wskoczenie w zawirowania świata
- i choćby przez chwilę taka swoboda z jaką unosi się liść na wodzie, albo na wietrze.
bo takie istnienie też daje siłę.
* * *
wiem, że ten mój margines bezpieczeństwa bierze się głównie ze strachu.
przed wolą słabą i silną, przed tym, że od razu zbytnio wybiegam w przewidywaniach do przodu.
ze strachu i obaw przed niepoznanymi jeszcze obszarami mojej duszy i myśli.
i przed wieloma innymi rzeczami...
i dlatego też zawsze przyznaję, że najbardziej boję się samego strachu.
a jednak: ciężko mi na ten przykład z myślą, że oto na przykład weeekend mogłabym obchodzić czymś innym niż kawowym karmi.
bo przecież wiem, że oszukanie zmysłów, zaszumienie nie musi oznaczać końca świata.
* * *
ostatnimi czasy N. przypomniał mi różne zdarzenia sprzed lat.
stąd: dzisiaj prezentuję stare zdjęcie chłopaków z kapeli.
z czasów, kiedy nie sądziłam, że zawsze będę odchodzić cicho,
kiedy nie sądziłam, że naprawdę będę chciała kiedyś aż tak mocno żyć, że aż spalić się,kochać aż do bólu, zaszaleć czasem w życiu.
bo zawsze warto.
* * *mały update
ależ sądzę, że są we mnie duże pokłady różności: także pokory.
chcę teraz znaleźć w sobie pokłady większej odwagi, większej otwartości na życie.
pokłady: że oto będę się starać żyć mocniej, intensywniej. żyć na 100% a nie na pół fajerki ;-)
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
1 miesiąc temu
4 komentarze :
at: 1 kwietnia 2010 11:44 pisze...
Ostatnio miałam okazję zapoznać się z ideą "złotego środka" Artysotelesa. Muszę przyznać, że daje do myślenia. To jest taka trochę recepta na to "jak być lubianym" ;)
at: 1 kwietnia 2010 12:13 pisze...
A ja myślę, że to po prostu przychodzi z wiekiem. Kiedyś też myślałem, że co to nie ja - a teraz?
at: 1 kwietnia 2010 12:50 pisze...
no cóż.. wiek uczy cierpliwości, pokory i lęku przed zmianami. tak to już jest :)
at: 1 kwietnia 2010 19:11 pisze...
To trochę dziwne, że ktoś, kto postępuje w sposób dojrzały, odczuwa z tego powodu dyskomfort :) Narwańcy są uciążliwi i szkodliwi, a kiedy z wiekiem nie potrafią się zmienić, słusznie dorabiają się etykietki ludzi niepoważnych. Lepiej być poważnym i bawić się dobrze :)
Prześlij komentarz