minimalizmie oczywiście ;-)
albo mniej lub bardziej o tym, że wszystkie drogi prowadzą do… ;-)
właściwie- w odpowiedzi na ten wpis,
i późniejszą dyskusję, oraz inne zdarzenia z ostatnich dni.
często u mnie jest o tym, że minimalizm lubię, że zdarza mi się wspierać różne akcje i kampanie społeczne,
oraz, że lubię listy- i przez cichego od pewnego czasu prowadzę sobie arkusz, w którym zapisuję przeczytane książki,
albo, że dla siebie samej- prowadzę sobie jeszcze kilka innych arkuszy.
rzecz w tym- że okazało się- ku mojemu zaskoczeniu- że osoby z zewnątrz- postrzegają listy, oraz ogólnie rzecz biorąc uporządkowanie paru tematów- jako przejaw nudności.
w moim przekonaniu, z mojego punktu widzenia- takie zdanie jest szalenie mylące.
fakt, że prowadzę sobie listę 52książki, nie oznacza to, że czytam wszystko bez zastanowienia, żeby tylko ilość się zgadzała.
-np. w tym roku mam przeczytane do tej pory 92 książki. rok temu o tej porze miałam za sobą 163 pozycje. ;-) a więc- zupełny zen.
będę miała czas i ochotę- to może coś jeszcze poczytam, nie będę miała ochoty- to nie.
listy są tylko narzędziem do uporządkowania pewnych rzeczy.
ale czy przez to jestem nudna, albo nie ma w moim życiu miejsca na przyjemności?
otóż zdecydowanie – nie.
listy są tylko narzędziem, dzięki którym, w ważnych dla siebie sferach wprowadzam porządek i poukładanie- dzięki czemu- mam więcej miejsca na różne różności. ;-)
jak to się przekłada na codzienne życie?
przyznam, że jakiś czas temu- byłam fanem reklam przeróżnych.
no, słabość do dzisiaj mi została- jednak z uwagi na pewne decyzje życiowe- postanowiłam pójść nieco inną drogą ;-)
i jeszcze jakiś czas temu- samo hasło- noc reklamożerców sprawiało, że od razu podnosił mi się poziom adrenaliny we krwi ;-)
w chwili obecnej- prawie zupełnie obojętnie- obok tej nocy przechodzę.
fakt- że nadal mam słabość do reklam- jednak na tym etapie życia
( i kariery zawodowej) zgłębianie tej tematyki traktuję tylko i wyłącznie hobbystycznie.
podobnie ma to się np. z hiszpańskim, który marzy mi się strasznie bardzo mocno- ale wiem, że obecnie nie mogłabym poświęcić tyle czasu, ile potrzeba na zgłębienie tajników tego języka.
a dokładniej: na takie zgłębienie, jakie ja uważam za konieczne-
choćby do przeczytania sonetów nerudy - oczywiście w oryginale :D
stąd- choć w chwili obecnej hiszpański jest wpisany na listę to-do- to w praktyce, wystarcza mi zaprzyjaźnianie się ze słownikiem.
ale ale- to wcale nie znaczy, że w swoim prywatnym czasie robię mniej, lub bardziej się obijam.
co to to nie ;-)
dzięki uporządkowaniu, ułożeniu w listy, a także nadaniu różnych priorytetów różnym sprawom, nadanie niektórym statusu ważniejszej ważności, innym mniejszej- zajmuję się dokładnie tym- co chcę.
i co obecnie jest dla mnie ważne.
i nie, nie żałuję odpuszczenia sobie reklamożerców- po prostu wiem, że gonienie w tym momencie za trendami i aktualnościami- nie jest dla mnie.
zawodowstwo zostawiam zawodowcom- mnie wystarczy weekendowe podglądanie reklam od czasu do czasu.
albo całkiem nieźle idzie mi czytanie sobie słownika hiszpańskiego do poduszki.
o całe niebo, a nawet nieba trzy- bardziej w tym momencie cieszy mnie praca nad pewnym niebiańskim i wręcz gwiazdorskim projektem, ale o tym jeszcze napiszę ;-)
* * *
maps london- dla sony walkman- saatchi&saaatchi australia
maps london- dla weronkaka- drew&weronkaka (ft.royal post) ;-)
2 komentarze :
at: 26 listopada 2011 18:54 pisze...
Dzięki wielkie za odzew :) ja prowadzę różnego rodzaju listy, bo lubię mieć porządek :) poza tym lubię statystykę, no i dobrze wiedzieć, czy się rozwijam czy nie ;) zresztą - listy przeczytanych książek i obejrzanych filmów pozwalają mi nie dublować lektur i seansów, więc mają zalety :)
Co zaś tyczy się reklam, to niektóre są wprost genialne, np. te (akurat mi na myśl przyszły):
http://www.youtube.com/watch?v=E-uDGfO9OuQ
oraz
http://www.youtube.com/watch?v=XQcVllWpwGs
at: 28 listopada 2011 14:49 pisze...
@przemek
wiem, że niektóre reklamy są genialne ;-)
stąd- bardzo lubię obserwować świat reklam ;-)
Prześlij komentarz