od dłuższego czasu odgrażam się, że naprawdę w końcu na poważnie pochylę się nad swoją największą pasją.
namiętnością.
nad czymś, przez co niekiedy nie mogą spać, przez co mnie wręcz ssie aby tylko móc zabrać się do pracy.
a tą oto pasją jest proszę państwa ni mniej ni więcej:
HAFT
niby nie brzmi to niewiadomo jak dumnie, czy rzucająco na kolana...
ale jednak.
dawno temu wyrosłam z jakiś zpt-owych wyszywanek.
i sama nie wiem kiedy i jak to się stało że haft urósł do takich huczących żywiołów,
że muszę, muszę- inaczej się uduszę.
ogólnie rzec biorąc wiadomo: że NIE WOLNO mi pozwalać zaczynać mówić na ten temat,
bo niestety wtedy mnie coś ogarnia i przestać nie mogę.
i oczywistym jest, że haft jak wszystko inne przekładam na swoją modłę, na swój rozumek.
stąd: znam wiele różnych technik
( ostatnio nawet wyrobiłam sobie chody i znajomości u pewnej pani profesorowej znajomością haftu czarnego i opanowaniem tej techniki w sposób cokolwiek budzący w niej zawiść ;-)
ale jednocześnie- zdecydowanie jakoś nie odnajduję się w tradycyjnym folklorze.
przyznam- uważam, że nie warto poświęcać kilkunastu-do kilkudziesięciu godzin pracy na to, żeby zrobić jakiś obrus, który ulegnie zalaniu kawą czy herbatą przy pierwszej okazji- co czyni z niego rzecz prawie jednorazową.
poza tym: kiedyś widząc mnie w trakcie pracy- podsumowano- że haft i to wszystko, co się z nim wiąże to jest wymierający zawód.
otóż wbrew wszelkim pogłoskom: wcale, że nie. bo ja żyję i mam się zaskakująco dobrze.
i jak wszyscy doskonale wiedzą- dopiero od niedawna próbuję opanować sztukę Zen.
dotychczas na wszelkie insynuacje i inne takie- reagowałam wręcz koszmarnie ambicjonalnie, że jak to, że niby czegoś nie można?
otóż wbrew pozorom wiele rzeczy można.
a jeszcze więcej rzeczy można wyhaftować.
w dziedzinie haftu nadal jestem ambicjonalna. w dziedzinie haftu nie zamierzam odpuścić- i zamierzam nieustająco twierdzić, że wszystko można zrobić w hafcie.
(dodam, że mnie zdarzyło się robić stułę dla kardynała, haftować nawet projekt grafitti, zdjęcia, pocztówki a nawet okładki płyt).
przez studia i inne takie niestety musiałam na jakiś czas odwiesić to wszystko na kołku, bo to jest zajęcie ogromnie czasochłonne, dodając do tego moje ambicje, to pewnie nie chodziłabym wcale spać, żeby skończyć jakąś tam pracę.
a teraz niniejszym i wtem ogłaszam, że oto nawracam się i powracam do przerwie do tego hobby.
w ramach niespodziewajki
link na youtubowy teledysk voovoo &anna maria jopek: moja broń
otóż bowiem zamierzam twierdzić, że cóż, trudno, że nic na to nie poradzę,
że patrząc na wiele rzeczy - często wyobrażam sobie, jak by one wyglądały w hafcie.
a myślę sobie: że najważniejszą bronią, najważniejszą rzeczą - jaką ma każdy z nas- to ta właśnie osobista fantazja w spojrzeniu na świat
* * *
zdjęcie -->> znajdziesz tu
szablon (100x137)->> znajdziesz tu
tabela kolorów --->oto i ona
Dzisiaj w nocy przyszło sirocco
4 miesiące temu
4 komentarze :
at: 29 kwietnia 2010 18:19 pisze...
"nic na to nie poradzę,
że patrząc na wiele rzeczy - często wyobrażam sobie, jak by one wyglądały w hafcie." :))
cóż, ja się nie umywam, ale spróbuję wyhaftować Gustawa.
at: 29 kwietnia 2010 18:32 pisze...
tego wg dizajnu margaret sherry?
margaret przeurocze te stworzaki projektuje.
w świecie haftu też są dizajnerzy ;-)
at: 29 kwietnia 2010 18:39 pisze...
tak, dokładnie tego :)
ano właśnie takich ciekawostek się dowiaduję od Cię, że dizajnerzy w świecie haftu - nigdy bym nie przypuszczała ;)
at: 30 kwietnia 2010 07:51 pisze...
Rzeczywiście bardzo niespotykane hobby :)
Prześlij komentarz