
nigdy w takim kontekście nie myślałam o śmierci- jak w tych ostatnich dniach.
nigdy nie umiałam się żegnać, bez względu na to jak długo miała trwać rozłąka.
zawsze odchodziłam, nie oglądając się za siebie.
w ostatni piątek przystawałam wielokrotnie, ciągle się oglądając,
ciągle czekając, że może ten zły sen pryśnie, i A. za mną zawoła.
i wtedy się okaże, że to jest tylko sen.
a jednak tak się nie stało.
nigdy też nie pojmę tego jak tyle lat życia jakiejś osoby,
tyle marzeń, myśli, całego dobrodziejstwa można zamknąć
tak zwyczajnie i po prostu w małej skrzynce.
bo przecież to wydaje się zupełnie niemożliwe.
nigdy nie zrozumiem tego, jak można żal i smutek
ograniczyć właśnie tylko do muśnięcia dłonią owej skrzynki.
nigdy nie zrozumiem tego, jak można pożegnać,
i zapamiętać taki zamknięty uśmiech, blask oczu, głos.
chyba po raz pierwszy zaczynam widzieć szczególne piękno tych wszystkich piet.
bo przynajmniej to było jej darowane- że mogła jeszcze raz dotknąć, przytulić ukochanego syna.
nam nie było dane nawet dotknięcie ręki ukochanego przyjaciela.
0 komentarze :
Prześlij komentarz